Należysz do grona „szczęśliwców”, którzy zakup każdego kosmetyku muszą przemyśleć dziesięć razy? Wiesz, wrażliwa cera, skłonność do uczuleń i wysuszenia. Witaj w moim świecie! Są niestety rzeczy, których nie da się przeskoczyć, tak jak nie możesz nagle przestać myć włosów lub nosić butów – nawet podczas upalnego lata. Pielęgnacja ciała i twarzy to drugi filar zdrowego i promiennego wyglądu, dlatego mimo obaw co jakiś czas skuszę się na zakup czegoś nowego w kosmetycznym świecie. Tak było i tym razem, dlatego zachęcam Cię do zapoznania się z poniższą recenzją. Dziś na warsztat biorę serum różane do cery wrażliwej Bielenda z serii Rose Care. Link do produktu znajdziesz na końcu artykułu.
Skusił mnie zapach…
Dlaczego zdecydowałam się na wybór serum do twarzy z serii Bielenda Rose Care? Powodów jest kilka, w głównej mierze zaintrygowała mnie szklana buteleczka i sposób aplikacji (za chwilę nieco więcej o tym rozwiązaniu). Innym powodem jest wrodzona sympatia do zapachu róż oraz zawartość olejku z owoców róży. Kolejna rzecz to oczywiście konsystencja i multifazowa formuła. Takie kosmetyki wydają mi się zawsze czymś atrakcyjnym, bo składniki nie są „na siłę” łączone i rozwarstwiają się naturalnie. Różane serum do twarzy przekonało mnie także skoncentrowaną siłą działania, której potrzebowała moja skóra. Efekty?
Różane serum do twarzy – jestem na tak?
Po nieco ponad dwóch tygodniach regularnego użytkowania dostrzegłam efekty stosowania tego kosmetyku. Moja skóra stała się bardziej miękka i znikły miejsca z wyraźnie przesuszonym naskórkiem. Ledwie widoczne przebarwienia jakby zbladły jeszcze bardziej i jedyne co odznacza się kolorem na mojej twarzy, to trzy pieprzyki, które posiadam od zawsze. Efekt zadowalający, ale na tym nie koniec.
Już na pierwszy rzut oka spodobał mi się aplikator, czyli pipetka, lekko wygięta na końcu. To sprawia, że nabrany do niej płyn skapuje bez konieczności użycia jakiejkolwiek siły. Wystarczy pionowe ustawienie pipetki i powoli, kropla po kropli serum aplikuje się na wybrane części twarzy, szyi i dekoltu. W przypadku klasycznych pipetek z całkowicie prostą końcówką trzeba nacisnąć gumowy smoczek, by wydobyć kilka kropel cennego płynu. Zdarza się, że naciskając zbyt mocno, łatwo przesadzić z jego ilością.
Jak wspomniałam na początku, moją obawą była możliwość wystąpienia reakcji uczuleniowej (tak podpowiadało mi doświadczenie). Nic takiego się jednak nie wydarzyło, wręcz przeciwnie – serum zadziałało jak zastrzyk energii dla mojej cery. Wchłaniało się po kilku minutach, dlatego musiałam spiąć włosy i poczekać kilka chwil. Nic straconego, pozwoliło mi to na spokojne czytanie przed snem w oczekiwaniu na wchłonięcie się preparatu. Połączenie przyjemnego z pożytecznym.
Nie zawiódł mnie zapach… delikatny, przywodzący na myśl dziecięce wspomnienia i ulubione miejsce do zabawy pod dużą pergolą porośniętą czerwonymi, różowymi i białymi różami. Wyraźnie wyczuwalna woń sprawia, że różane serum do twarzy wiernie oddaje to, co w naturze tych kwiatów najpiękniejsze.
Róża różą, ale…
Nie ma kosmetyków idealnych, zawsze znajdzie się jakieś „ale” – czasem większe, czasem mniejsze. W przypadku różanego serum do twarzy z serii Bielenda Rose Care jednym z mankamentów może okazać się sama konsystencja. Osoby nieprzepadające za kosmetykami tłustymi, raczej niechętnie spróbują tego właśnie produktu. Powoduje ona również, że zewnętrzna część buteleczki wymaga przetarcia po każdym użyciu.
Różane serum do twarzy – podsumowanie
+ zauważalne działanie już po pierwszym tygodniu używania,
+ genialny aplikator,
+ bardzo dobra wchłanialność kosmetyku,
+ subtelny różany zapach,
– tłusta konsystencja i konieczność czyszczenia buteleczki po każdym użyciu.
Różane serum do twarzy to coś, co mogę Wam polecić z czystym sumieniem. Na stałe zagości w moim pielęgnacyjnym rytuale, do czasu, aż może kiedyś znajdę coś, co zachwyci mnie jeszcze bardziej. Na razie jednak nic na to nie wskazuje.
Przekonałam Cię? Sprawdź: Bielenda Rose Care serum do twarzy do cery wrażliwej różane 30 ml